Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki, czyli noteczka "dizajnerska". Ostatni wpis, jak można zauważyć, jest z 19 maja, czyli ponad dwa miesiące temu - wstrzymanie prac nad Drobniakami wynikało z prostej rzeczy. Nie miałem czasu - maturalna nagonka, odwiedziny większych miast w poszukiwaniu studiów, a kiedy je już znalazłem, poszukiwania mieszkania. Nie ma lekko, oj nie ma. Tym bardziej, że jeszcze WKU czas załatwić... przechodząc od razu do puenty: Nie, projekt Drobniaki nie idzie na półkę, a teraz, kiedy mam już nieco czasu, czas powrócić do jego aktywnego funkcjonowania. Dzisiaj jednak, zamiast kolejnego towaru prosto z podręcznika, trochę luźnych dywagacji na temat, który niedawno przewijał się w półświatku twórców autorskich gier fabularnych, a który zapoczątkowany został przez pewien artykuł w Esencji - Po co człowiek bawi się w tworzenie własnego systemu fabularnego? Temat już nieco przewałkowany został, w praktyce zgadzam się z polemiką Magnesa. Ale cała ta dyskusja zmusiła mnie do postawienia sobie powyższego pytania...
No bo po co? Na świecie gier fabularnych jest setki, jeżeli nie tysiące - wystarczyłoby trochę poszukać, by znaleźć Ten Upragniony System - a to, że trzeba ściągnąć podręcznik z zagranicy? Żaden problem, nawet dla studenta (trochę poczekać, trochę uciułać...). Można próbować tutaj jęczeć, że w Polsce systemów jest niedużo, że jest syfnia i bida z nędzą - nawet jeżeli uznamy tę tezę za prawdziwą, to twierdzenie, że ludzie powinni swoją kreatywność przekuwać na wspieranie któregoś z gotowych już systemów jest strasznie... zniewalające. Ktoś z góry chce mną kierować, chce zmuszać mnie do robienia czegoś, czego robić nie chcę. Problem Miłosza Cybowskiego - autora tekstu krytykującego polskie autorki - polega na tym, że potępia sposób w jaki spełniają swoją kreatywność twórcy autorskich gier fabularnych. Jest to bardzo paskudna sposób myślenia - to tak, jakby malarzowi abstrakcji połamać pędzle, i powiedzieć mu, że albo smaruje martwą naturę, albo nie maluje wcale. Panie Cybowski, dlaczego odbiera pan nam możliwość realizowanie swojej kreatywności w sposób, w jaki chcemy ją realizować?
Kolejną ciekawostką jest pogardliwe wyrażanie się na temat "systemów które pojawiają się, prace nad nimi trwają miesiąc, a potem znikają w odmętach sieci". Ponownie nie jestem w stanie zrozumieć pogardy względem takich działań - przecież na tym to polega! Jeżeli ktoś uważa tworzenie autorek za swoje hobby, to niech tworzy nawet ze 100 niedokończonych nigdy projektów na godzinę! Trzymając się porównań "artystycznych" - nawet najwięksi malarze, zanim wezmą się za tworzenie dzieła finałowego, wykonują setki szkiców i przymiarek. Dzięki takim działaniom, człowiek zdobywa doświadczenie w temacie, nowe umiejętności jak i wiedzę. Sam mam na koncie kilka systemów które szumnie zapowiadałem, a które wylądowały w koszu. Ale każdy z nich zostawiał we mnie zupełnie nowe doświadczenia - uczyłem się, co robię dobrze, a co źle. Nikt nie rodzi się perfekcyjny, wszystko wymaga praktyki - tworzenie autorskich gier fabularnych również. A niestety, nikt nie organizuje kursów wieczorowych...
"Napisze sobie setting, który sam sobie wykorzysta." to kolejna interesująca fraza z tekstu pana Cybowskiego. I ponownie nie jestem jej w stanie zrozumieć. Z tekstu wynika, iż jest to coś złego. Czyli jeżeli dziecko samo sobie zrobi zabawkę, to będzie to postępowanie złe? Musi koniecznie dostać zabawkę zrobioną gdzieś w Chinach? Czy mam to rozumieć jako przymus do bawienia się w sposób "centralnie planowany"? Mogę grać tylko w to, co już zostało wydane? Znaczna większość autorek powstaje dla określonego grona graczy - dzięki temu można utworzyć system, który będzie "względnie doskonały". A jeżeli ktoś pokazuje swoje dziełko w sieci, to czemu nie? Ma prawo pochwalić się swoim dziełem, a nóż jeszcze komuś się spodoba. Mentalność polskiego gracza... według mnie, jest to mentalność naprawdę świetna, wyzwolona. Polski gracz to gracz, który aktywnie tworzy swoje hobby, swoją rozrywkę, a nie tylko łyka gotowe produkty. Polski gracz chce tworzyć, i nikt nie powinien mu tego zabronić.
(Ilustracja przedstawia... no właśnie, pora na mały konkursik ;) Ilustracja przedstawia pewien bardzo nietypowy gatunek stworków ze świata Rezydencji - osoba, która zgadnie co to za stworki... albo przynajmniej wpadnie na właściwy trop, otrzyma prawdziwą nagrodę!)
No bo po co? Na świecie gier fabularnych jest setki, jeżeli nie tysiące - wystarczyłoby trochę poszukać, by znaleźć Ten Upragniony System - a to, że trzeba ściągnąć podręcznik z zagranicy? Żaden problem, nawet dla studenta (trochę poczekać, trochę uciułać...). Można próbować tutaj jęczeć, że w Polsce systemów jest niedużo, że jest syfnia i bida z nędzą - nawet jeżeli uznamy tę tezę za prawdziwą, to twierdzenie, że ludzie powinni swoją kreatywność przekuwać na wspieranie któregoś z gotowych już systemów jest strasznie... zniewalające. Ktoś z góry chce mną kierować, chce zmuszać mnie do robienia czegoś, czego robić nie chcę. Problem Miłosza Cybowskiego - autora tekstu krytykującego polskie autorki - polega na tym, że potępia sposób w jaki spełniają swoją kreatywność twórcy autorskich gier fabularnych. Jest to bardzo paskudna sposób myślenia - to tak, jakby malarzowi abstrakcji połamać pędzle, i powiedzieć mu, że albo smaruje martwą naturę, albo nie maluje wcale. Panie Cybowski, dlaczego odbiera pan nam możliwość realizowanie swojej kreatywności w sposób, w jaki chcemy ją realizować?
Kolejną ciekawostką jest pogardliwe wyrażanie się na temat "systemów które pojawiają się, prace nad nimi trwają miesiąc, a potem znikają w odmętach sieci". Ponownie nie jestem w stanie zrozumieć pogardy względem takich działań - przecież na tym to polega! Jeżeli ktoś uważa tworzenie autorek za swoje hobby, to niech tworzy nawet ze 100 niedokończonych nigdy projektów na godzinę! Trzymając się porównań "artystycznych" - nawet najwięksi malarze, zanim wezmą się za tworzenie dzieła finałowego, wykonują setki szkiców i przymiarek. Dzięki takim działaniom, człowiek zdobywa doświadczenie w temacie, nowe umiejętności jak i wiedzę. Sam mam na koncie kilka systemów które szumnie zapowiadałem, a które wylądowały w koszu. Ale każdy z nich zostawiał we mnie zupełnie nowe doświadczenia - uczyłem się, co robię dobrze, a co źle. Nikt nie rodzi się perfekcyjny, wszystko wymaga praktyki - tworzenie autorskich gier fabularnych również. A niestety, nikt nie organizuje kursów wieczorowych...
"Napisze sobie setting, który sam sobie wykorzysta." to kolejna interesująca fraza z tekstu pana Cybowskiego. I ponownie nie jestem jej w stanie zrozumieć. Z tekstu wynika, iż jest to coś złego. Czyli jeżeli dziecko samo sobie zrobi zabawkę, to będzie to postępowanie złe? Musi koniecznie dostać zabawkę zrobioną gdzieś w Chinach? Czy mam to rozumieć jako przymus do bawienia się w sposób "centralnie planowany"? Mogę grać tylko w to, co już zostało wydane? Znaczna większość autorek powstaje dla określonego grona graczy - dzięki temu można utworzyć system, który będzie "względnie doskonały". A jeżeli ktoś pokazuje swoje dziełko w sieci, to czemu nie? Ma prawo pochwalić się swoim dziełem, a nóż jeszcze komuś się spodoba. Mentalność polskiego gracza... według mnie, jest to mentalność naprawdę świetna, wyzwolona. Polski gracz to gracz, który aktywnie tworzy swoje hobby, swoją rozrywkę, a nie tylko łyka gotowe produkty. Polski gracz chce tworzyć, i nikt nie powinien mu tego zabronić.
(Ilustracja przedstawia... no właśnie, pora na mały konkursik ;) Ilustracja przedstawia pewien bardzo nietypowy gatunek stworków ze świata Rezydencji - osoba, która zgadnie co to za stworki... albo przynajmniej wpadnie na właściwy trop, otrzyma prawdziwą nagrodę!)
4 komentarze:
Po pierwsze - po części święte słowa Saise. Bo widzisz - tylko część polskich graczy bawi się w autorki. Jeszcze mniejsza część tworzy społeczność autorkową, za to oni rzeczywiście są raczej otwarci i szerokohoryzontalni.
A co do ilustracji - strzelam, że przedstawia Gnarple. :)
Co do świętych słów, nie wiem czy są takie, w istocie :D Nie znam się na tym. Ale jedno wiem na pewno - to nie są Gnarple.
A wiecie, że na statystycznego MG w Polsce przypadają około 4 systemy autorskie? Więc jest w czym wybierać... Osobiście nie jestem za tworzeniem autorek "ot tak" no bo to generalnie bez sensu, ale jeżeli ktoś lubi to nie mi dane jest mu zabraniać. Sam napisałem autorkę, która będzie niebawem wydana i jestem z tego dumny... Ale ostrzegam - to masa pracy, zwłaszcza kiedy ta praca spada na jedną osobę. Pozdrawiam!
bardzo ciekawe, dzieki
Prześlij komentarz